Wiosennie

Niecka doliny Goerlitzer Park pełna kolorowych dziewczęcych koszul, buchała energią grających, w co się da, młodych mężczyzn. Szczęśliwe dzieciaki traciły wymiar rzeczywisty. Młodzi afrykańscy dealerzy demonstrowali swą radość z rozpoczęcia sezonu szybką jazdą na rowerach i głośną muzyką, z nieskrywanym szczęściem na swych ciemnych twarzach. Piątkowe popołudnie, to zapowiedź wolnej soboty i niedzieli, można nie tylko pomarzyć. Wiedzą o tym już przedszkolaki, mając rodziców całe dwa dni tylko dla siebie. Ten idylliczny obraz doliny w ciągu dnia, zakłóciła krótka wiadomość z radia, o zamordowanej Polce, która zaprosiła na noc, po bardzo krótkiej znajomości swojego, jak się później okazało, oprawcę. . Licho nie śpi – mawiali kiedyś starsi ludzie – a czai się na każdym kroku.Ulica, przy której mieszkała ofiara, przylega do Goerlitzer Park. Tam, gdzie szukała szczęścia, znalazła śmierć.
Podziemne rzeki wielkich miast nie wysychają nigdy a mroczny ich nurt, ciągnie, kalecząc okrutnie, po nierównym dnie swe ofiary, zasysając po drodze nowe, mamiąc je tajemnicami głębi swych, z których tylko nielicznym udaje się wydostać, lecz wysłuchać ich nie chce, lub nie potrafi prawie nikt.
Jadąc kiedyś rowerem w swój rewir, widziałem wyławiane z kanału pod mostem wapnisto-białe, umęczone ciało nagiej dziewczyny. Zatrzymałem się, lecz żaden inny dźwięk, prócz szemranej grypsem wody kanału, nie doszedł do mnie. Wtedy zadumany pojechałem dalej. Jakie szanse ma młoda dziewczyna z popegeerowskiej wsi zza Odry, zwabiona do wielkiego miasta, którego oferty nęcą łatwymi i szybkimi pieniędzmi a może i miłością?
50 km od Odry ciągnie się strefa przygraniczna, którą za Sienkiewiczem, nazywam „dzikimi polami”. Za poprzedniego ustroju, strefa, w której nie planowano niczego i w nic nie inwestowano, miała być miejscem koncentracji wojsk Układu Warszawskiego w uderzeniu na Europę. Odcinek autostrady Świecko – Rzepin, miał pełnić funkcję pasa startowego dla samolotów. Imperium rozpadło się. Problem ludzi zasiedlanych siłą na tych terenach, stał się dla nich osobistą katastrofą. Przecież to nie nasze domy i ziemia, którą przyszło nam uprawiać – mówili – oby się wyżywić i upić ze smutku za utraconym rajem, za ziemią ojców nad Bugiem i Niemnem. Nie przykładali się więc do pracy na cudzej roli i nie budowali nowych domów. Byli właściciele zza Odry, odwiedzając miejsca swojego dzieciństwa, zostawiali im czasem parę groszy za „dozorowanie”, potęgując już istniejący problem i obawę przed ich powrotem. Likwidacja PGR-ów i rozkradanie własności państwowej w świetle prawa pozbawiało z dnia na dzień możliwości zarobkowania na tych terenach. Atawistycznie wręcz nieufni Sowietom, nie mając pokoleniowych urazów antyniemieckich, pomimo trudności paszportowych i językowych z przeciwnej strony, zaczęli wypełniać nisze, powstające z niedoboru siły roboczej. Mężczyźni odnajdowali się w budownictwie a kobiety, jako pomoc domowa i co gorsza w szerzącej się szczególnie w latach 80- i 90-tych prostytucji.
Przycichły ziomkostwa, agresywna polityka Eriki Steinbach, nie przebija się już na pierwsze strony gazet, wymiera pokolenie traumatycznie związane z miejscem urodzenia / Vaterlandem/. Trzecie, czwarte pokolenie repatriantów mozolnie zagospodarowuje tereny na wschód od Odry – przestali się już bać. Czy słusznie, czy nie historia zdecyduje.