Wielkanocne rozmyślania
Poniedziałek, jako drugi dzień Świąt Wielkiej Nocy, podobnie, jak pierwszy, pokazał, co potrafi – słońce cały dzień i delikatny wiosenny wiaterek mierzyły ludzkie tłumy, tak bardzo oczekiwane były.
Nie ma deelerów w mojej dolinie, czyżby policja była przede mną? Jeżeli tak, to ominęło mnie ciekawe widowisko.
Powiał wiatr. Nagle powietrzny cug przeniósł mnie w inny wymiar. Próbuję sobie wyobrazić, jak zmienił przemijający czas, przestrzeń wokół Jeziora Galilejskiego w okolicy Nazaret, kiedy nauczał Chrystus, głosząc prawdy, na które czekano, aby je określić ich wyobrażeniami i odziać w słowa dla nich zrozumiałe. Czy potrafiłby teraz znaleźć słowa tak uniwersalne, które przeniósłszy tłumy w przestrzeń, gdzie będą zrozumiane i właściwie przetworzone, tak, aby Zły nie miał do nich dojścia i czasu na zainfekowanie. Przestrzeń, którą otworzył Chrystus przed ponad dwoma tysiącami lat dla swoich rybaków z Nazaret, nie jest już tak przezroczysta. Ożywcze wiatry, które niosły sens życia dla maluczkich, ucichły, docierając do pałaców „apostołów”, twierdz, do których ci ostatni dostępu nie mają.
Chrystus nauczał w języku aramejskim/ z którego ukształtował się język hebrajski/, mowie biedaków, ludzi bardzo prostych. Prawo rzymskie, jako zwierzchnie, niezrozumiałe dla ludu, nie spełniało roli regulującej zasady współżycia, tak ważne w życiu codziennym.
Współcześni pasterze pamiętają o swoim stadzie, a jakże by inaczej! Przez przyćmione, uchylone na ten moment szyby swych pojazdów, błogosławią pulchnymi dłońmi, pełnymi drogocennych pierścieni, swój lud, swoje stado. Wpuszczają między nich „swoich” z talerzami na pieniądze, które to przesypywane są do worków, przymocowanych do pasków, podtrzymujących spodnie a zasłoniętych pochodną sutanny/podpatrzyłem to za młodu/. Ruchy w pełni zautomatyzowane, świadczące o zasadności i powadze owej ceremonii, jakby dającej świadectwo obecności pasterza i jego nieustającej trosce o losy stada.
Wyczaił to Zły, do świątyni konsumu każdy ma dostęp i mile widziany jest; zostawi grosz, nie wraca do domu z niczym.