Blog

Trzy Mosty / Po-Mosty

Wracając ze sklepu „wpadłem w kanał”. Jakaś magiczna siła wciąga mnie w miejsce, gdzie zaciskają wiążąc, okrywają go jak szale, trzy mosty mroczne, tworząc ciemne, przepastne tunele. W ruinę obrócone w ostatnich dniach wojny, łączą dwie dzielnice Kreuzberg i północny Neukoeln, przy słonecznej pogodzie, zaległe przez wygrzewające się ciała młodych ludzi.
Freitag – Wniebowstąpienie
Jest zimno i wiatr nawiewa deszczowe chmury, lecz pramatka Natura, nie poddaje się. Co rusz wysyła wiatry, które odsłaniają słońce, tak cenne dla swoich żyjątek. Potrzebują je do życia, które budzi się za jego pomocą w tej chwili. Tylko zmian w czeluściach mostu nie widać żadnych. Nawet ciepło rozprażonych słońcem ciał młodych ludzi, zalegających most, nie przenika doń w żadnym stopniu. Są jak ludzie po mocnym zawale, przeżyły go w ostatnich dniach wojny, wysadzone- rozerwane wpół przez swoich w strachu przed rozpoczynającą się ofensywą armii Koniewa. Odbudowane po wojnie łączą półn. Neukoeln z Kreuzbergiem. Są to dwie bardzo ludne, multi-kulti, Wilmesdorfowi i Dahlem alternatywne dzielnice, gdzie życie i w nocy wre.
Tam, gdzie niedawno maszerowały brunatne koszule pod hitlerowskimi sztandarami, wybijając rytm swymi podkutymi butami, dziś w słoneczne dni przenika radość życia, emanująca z ciał młodych ludzi zalegających most w słoneczne dni.

 
Wracając myślami w przeszłość, przypominam sobie budowę mostu na Pilicy w tomaszowskiej Brzustówce / w tym samym miejscu, gdzie stoi obecnie/.Przerzucono najpierw most pontonowy dla ludzi z Utraty, Ludwikowa i Białobrzegów, pracujących w Tomaszowie. Niezapomniane przeżycie dla małego chłopca, przyglądającego się sprawnej akcji saperów. Widząc podziw w moich oczach i wielogodzinne gapienie się na nich, raz zostałem obdarowany prawdziwym wojskowym sucharem, smak którego pamiętam do dziś. Lecz równolegle pojawia się smutne wspomnienie, gdyż ludzie masowo kradli materiały budowlane, składowane na brzegach Pilicy. Wojsko musiało dzień i noc wystawiać warty a i tak deski spływały cicho brzegiem rzeki, gdzie pod osłoną nocy były wyławiane.

Początek końca?

Jest godz. 9.00, a ja już w „Goerli”. Jest prawie bezludnie i tylko wrony wyciągają z koszy resztki pozostawionego przez ludzi żarcia, rozwalając wkoło po trawie. Siadam. Zajechało mocno zapachem kupy z krzaków, odchody ludzkie strasznie śmierdzą.

Po drodze młoda Afrykanka z fest okaleczoną nogą, próbowała podnieść się z ziemi. Cygańska rodzina koczowała na trawie w krzakach okalających siatkę boiska, głośno porozumiewając się po polsku. Grupa policjantów spacerowała wesoło gwarząc, pewnie natkną się na siebie. Gdzieś w oddali rozleniwione spóźnionym snem ciało młodego człowieka na ławce. Pierwszy łyk piwa chłodzi spękane wargi nocnych wojowników, wyznawców wódki „Korn”. Z krzaków wyłonił się młody szczurek, popatrzył na mnie, usiadł na tylnych łapkach.

Z głębokich zarośli obłąkane okrzyki czarnego człowieka. Nie doszedł jeszcze do siebie po wieczornej obławie policyjnej. Młody człowiek o rudych włosach zapytał mnie, czy nie widziałem czerwonej saszetki, którą skradziono mu wczoraj. Łudził się, że złodziej porzucił choć dokumenty.

W słońcu jest już prawie 30 stopni. Wrony przeniosły się na drzewa a wybebeszone kosze i rozrzucone dookoła śmieci, świadczą o zakończonym posiłku. Wśród drzew i krzewów widać białe punkciki oczu handlarzy „marihuany”. Żadnych białych ludzi wokół. Dolina kurczy się spalonym, śmierdzącym olejem z grilli „Longobardów” z Anatolii. Ich dzieci wrzaskiem wypierają zapach marihuany autochtonów. Czyżby, to początek końca starej Europy, jak wieszczą defetyści?

Festiwal Filmowy

Zakończył się festiwal filmowy Berlinale, miłym dla nas Polaków akcentem, docenieniem filmu Agnieszki Holland. Jeśli o filmie myślę, jako wiernym obrazie w sensie prawdy życia, nie jest ono w tym kraju domeną sukcesów. Fassbinder/ Kiefer, malarz spalonej ziemi/, przeczuwają zło, fatum które nadejdzie. Literatura ukrycia , wycofania się z udziału i odpowiedzialności. Oskar w „Blaszanym bębenku” Guntera Grassa , zostaje wiecznym chłopcem. W wielkim kryzysie następuje zdumiewające połączenie moralności z liryzmem. Dążenie za uczuciem, jako marzenie idealne, romantycy , poeci tęsknotą do ideału, połączoną z przekonaniem o potwornej rzeczywistości, w której należy być bezwzględnym, by dojść do finalnej wzniosłości, jako swoistego rodzaju katarsis. Sztuka twórcza wyrasta z przeżycia narodowego, gdzie jednostka wycofuje się z odpowiedzialności na rzecz zbiorowej. Według Herzoga z przyrodą nie łączy nas nic, jesteśmy wyrzutkami wykluczonymi z procesu tworzenia świata. Moralność owadzia, mrowiska, wszyscy tak żyją , bo takie są czasy, mordu, ludobójstwa itd. Uważają, że to normalne. Dla mnie pozostaje to niezrozumiałe i nielogiczne. Thomas Mann uważa, że sztuka w Niemczech była zawsze przeciwko społeczeństwu, inaczej niż we Francji, Grecji i Polsce. Brecht natomiast sądzi, że człowiek nie jest zwierzęciem z gruntu złym, to okoliczności determinują jego zachowania. Marcel Reich – Ranicki, kronikarz getta warszawskiego, po wojnie zdobył uznanie inteligencji niemieckiej, stał się największym autorytetem już w czasach Willi Brandta i okrzyknięty został papieżem krytyki literackiej. Do tej pozycji pretendował Gunter Grass, jednak nigdy nie sięgnął po tak wysokie miano, za sprawą nieujawnienia epizodu z wczesnej młodości /członkostwo w oddziałach SS /.
Świat filmu polskiego i niemieckiego, podążają różnymi ścieżkami i nie zawsze spotykają się w zbieżnym punkcie.

W dolinie ludzi szczęśliwych

Jest niedziela. Siedzę na ławce w „dolinie ludzi szczęśliwych” myśląc o postępującej pauperyzacji społeczeństwa. 80% biedy i 20% kumulujących tzw. kapitał. Na ulicach i w metrze, pokolenie XXI wieku zamula się. Obojętnie na porę czasu – zero adrenaliny. O byt walczyć nie muszą, odreagować gorzałą też nie ma czeg. Lucyper-konsum, jest słodki urodą i zapachem dziewcząt i chłopców, smakiem hajowych napitków, ciuchów markowych. Trudniejsze życie – mocniejsze trunki.

W sobotę wieczór dzieją się po kątach w parku jakieś małe dramaty. Ledwie wyciągnąłem kajet, a już widzę przede mną porozrzucane wokoło narzędzia wspomagania damskiej urody. Szminki, pudry, kremy, tusze. Przed ławką dwie butelki wina stoją puste obok siebie, jak sprawcy jakiegoś zdarzenia. Tuląc się do siebie, mówią mi, że chciały inaczej, że są niewinne. W tej samej chwili wyłania się z pobliskich krzaków dwoje narkomanów. Mówią po polsku. Brudni, młodzi i szczęśliwi, że los taki łaskawy dla nich. On pomaga jej i w ten sposób czuje, że jest facetem. Na mnie nie zwracają uwagi. Dla nich nie mnie nie tutaj. Znikają w krzakach podobnie, jak się z nich wyłonili. Słońce za most zachodzi. Napiszę jeszcze parę słów o rozmowie z inteligentem z Hesji, który przysiadłszy się do mnie, skutecznie rozproszył skupenie przy rysowaniu. Przerzucaliśmy tematy, jak dwaj zapaśnicy: Heimat, integracja, nacjonalizm. Szybkość zachodzących zjawisk szokuje niemiecką inteligencję, niepewne słowa o bogu ojcu, gdy Kościół śpi, przybrawszy urzędowe szaty. Najważniejsze, dla tej instytucji są kwestie materialne, prestiżowe oraz obecność w życiu politycznym na prawach uważnie słuchanego autorytetu. Nie tylko w szczęśliwej dolinie.

Nacjonaliści o słowiańskich korzeniach

Goerlitzer Park. Jest południe, ciepło, słoneczko „ zerka” od czasu do czasu. Coraz więcej białych ludzi spaceruje – mają jutro wolny dzień, czyli Zjednoczenie Niemiec. Niektórzy zwą go obaleniem muru. W pełni nie jest dniem radości, lecz zadumy. Rząd NRF wykorzystał moment słabości imperium i odkupił DDR. Suma transakcji do dziś nie jest znana. Podział na Wessi i Ossi pozostał nadal a uprzedzenia okazały się trwalsze od muru.

Tereny od Odry do Łaby wyludniają się pomału. Nie pomogły inwestycje w infrastrukturę i otwarcie się banków. Oczekiwano ożywienia kulturalnego i gospodarczego, przygotowano wszystko, zapomniano „tylko” o genetycznej, trzypokoleniowej utracie woli działania i pozbawieniem przez zarządzanie totalitarnego systemu.

Na pustoszejące tereny po drugiej stronie Odry, wprowadzają się Słowianie. Lokalne władze są przychylne. Opór stawiają młodzi nacjonaliści z NPD, bez wykształcenia, leniwi, z tych też powodów nie emigrują w poszukiwaniu pracy, na którą nie mają szans. Nieświadomi swych genów słowiańskich odziedziczonych po przodkach (dokładnie 1000 lat temu zaczął się proces germanizacji tych terenów), szybko, chętnie i skutecznie ulegają indokrynacji. Brak osobowości i odpowiedzialność grupowa, dają im poczucie siły, bezkarności w spełnianiu misji pokoleniowej „swego” narodu. Dla rządzących, spełniają rolę wentyla społecznych nastrojów, który momentami wymyka się spod kontroli. Bundestag głosami 1:3 nie zabronił działalności NPD w myśl nacjonalistycznych prohitlerowskich haseł.

Wielkanocne rozmyślania

Miłosierdzie Berlin 2016

Poniedziałek, jako drugi dzień Świąt Wielkiej Nocy, podobnie, jak pierwszy, pokazał, co potrafi – słońce cały dzień i delikatny wiosenny wiaterek mierzyły ludzkie tłumy, tak bardzo oczekiwane były.

Nie ma deelerów w mojej dolinie, czyżby policja była przede mną? Jeżeli tak, to ominęło mnie ciekawe widowisko.
Powiał wiatr. Nagle powietrzny cug przeniósł mnie w inny wymiar. Próbuję sobie wyobrazić, jak zmienił przemijający czas, przestrzeń wokół Jeziora Galilejskiego w okolicy Nazaret, kiedy nauczał Chrystus, głosząc prawdy, na które czekano, aby je określić ich wyobrażeniami i odziać w słowa dla nich zrozumiałe. Czy potrafiłby teraz znaleźć słowa tak uniwersalne, które przeniósłszy tłumy w przestrzeń, gdzie będą zrozumiane i właściwie przetworzone, tak, aby Zły nie miał do nich dojścia i czasu na zainfekowanie. Przestrzeń, którą otworzył Chrystus przed ponad dwoma tysiącami lat dla swoich rybaków z Nazaret, nie jest już tak przezroczysta. Ożywcze wiatry, które niosły sens życia dla maluczkich, ucichły, docierając do pałaców „apostołów”, twierdz, do których ci ostatni dostępu nie mają.
Chrystus nauczał w języku aramejskim/ z którego ukształtował się język hebrajski/, mowie biedaków, ludzi bardzo prostych. Prawo rzymskie, jako zwierzchnie, niezrozumiałe dla ludu, nie spełniało roli regulującej zasady współżycia, tak ważne w życiu codziennym.
Współcześni pasterze pamiętają o swoim stadzie, a jakże by inaczej! Przez przyćmione, uchylone na ten moment szyby swych pojazdów, błogosławią pulchnymi dłońmi, pełnymi drogocennych pierścieni, swój lud, swoje stado. Wpuszczają między nich „swoich” z talerzami na pieniądze, które to przesypywane są do worków, przymocowanych do pasków, podtrzymujących spodnie a zasłoniętych pochodną sutanny/podpatrzyłem to za młodu/. Ruchy w pełni zautomatyzowane, świadczące o zasadności i powadze owej ceremonii, jakby dającej świadectwo obecności pasterza i jego nieustającej trosce o losy stada.
Wyczaił to Zły, do świątyni konsumu każdy ma dostęp i mile widziany jest; zostawi grosz, nie wraca do domu z niczym.

Wiosennie

Niecka doliny Goerlitzer Park pełna kolorowych dziewczęcych koszul, buchała energią grających, w co się da, młodych mężczyzn. Szczęśliwe dzieciaki traciły wymiar rzeczywisty. Młodzi afrykańscy dealerzy demonstrowali swą radość z rozpoczęcia sezonu szybką jazdą na rowerach i głośną muzyką, z nieskrywanym szczęściem na swych ciemnych twarzach. Piątkowe popołudnie, to zapowiedź wolnej soboty i niedzieli, można nie tylko pomarzyć. Wiedzą o tym już przedszkolaki, mając rodziców całe dwa dni tylko dla siebie. Ten idylliczny obraz doliny w ciągu dnia, zakłóciła krótka wiadomość z radia, o zamordowanej Polce, która zaprosiła na noc, po bardzo krótkiej znajomości swojego, jak się później okazało, oprawcę. . Licho nie śpi – mawiali kiedyś starsi ludzie – a czai się na każdym kroku.Ulica, przy której mieszkała ofiara, przylega do Goerlitzer Park. Tam, gdzie szukała szczęścia, znalazła śmierć.
Podziemne rzeki wielkich miast nie wysychają nigdy a mroczny ich nurt, ciągnie, kalecząc okrutnie, po nierównym dnie swe ofiary, zasysając po drodze nowe, mamiąc je tajemnicami głębi swych, z których tylko nielicznym udaje się wydostać, lecz wysłuchać ich nie chce, lub nie potrafi prawie nikt.
Jadąc kiedyś rowerem w swój rewir, widziałem wyławiane z kanału pod mostem wapnisto-białe, umęczone ciało nagiej dziewczyny. Zatrzymałem się, lecz żaden inny dźwięk, prócz szemranej grypsem wody kanału, nie doszedł do mnie. Wtedy zadumany pojechałem dalej. Jakie szanse ma młoda dziewczyna z popegeerowskiej wsi zza Odry, zwabiona do wielkiego miasta, którego oferty nęcą łatwymi i szybkimi pieniędzmi a może i miłością?
50 km od Odry ciągnie się strefa przygraniczna, którą za Sienkiewiczem, nazywam „dzikimi polami”. Za poprzedniego ustroju, strefa, w której nie planowano niczego i w nic nie inwestowano, miała być miejscem koncentracji wojsk Układu Warszawskiego w uderzeniu na Europę. Odcinek autostrady Świecko – Rzepin, miał pełnić funkcję pasa startowego dla samolotów. Imperium rozpadło się. Problem ludzi zasiedlanych siłą na tych terenach, stał się dla nich osobistą katastrofą. Przecież to nie nasze domy i ziemia, którą przyszło nam uprawiać – mówili – oby się wyżywić i upić ze smutku za utraconym rajem, za ziemią ojców nad Bugiem i Niemnem. Nie przykładali się więc do pracy na cudzej roli i nie budowali nowych domów. Byli właściciele zza Odry, odwiedzając miejsca swojego dzieciństwa, zostawiali im czasem parę groszy za „dozorowanie”, potęgując już istniejący problem i obawę przed ich powrotem. Likwidacja PGR-ów i rozkradanie własności państwowej w świetle prawa pozbawiało z dnia na dzień możliwości zarobkowania na tych terenach. Atawistycznie wręcz nieufni Sowietom, nie mając pokoleniowych urazów antyniemieckich, pomimo trudności paszportowych i językowych z przeciwnej strony, zaczęli wypełniać nisze, powstające z niedoboru siły roboczej. Mężczyźni odnajdowali się w budownictwie a kobiety, jako pomoc domowa i co gorsza w szerzącej się szczególnie w latach 80- i 90-tych prostytucji.
Przycichły ziomkostwa, agresywna polityka Eriki Steinbach, nie przebija się już na pierwsze strony gazet, wymiera pokolenie traumatycznie związane z miejscem urodzenia / Vaterlandem/. Trzecie, czwarte pokolenie repatriantów mozolnie zagospodarowuje tereny na wschód od Odry – przestali się już bać. Czy słusznie, czy nie historia zdecyduje.

Kartka z podróży

[vc_row][vc_column][vc_column_text]15 marca przyjechaliśmy nocą do Monachium. Jadąc ulicami centrum miasta można było zauważyć inną atmosferę , niż w stolicy Niemiec. Nie dostrzegłem nerwowości w zachowaniu mieszkańców miasta, samochody poruszały się wolniej, stare dostojne budowle doskonale wtapiały się w atmosferę tego bogatego bawarskiego miasta. Nawet ludzie poruszali się bardziej dostojnie. Berlin o tej porze jest bardziej dynamicznym, tętniącym życiem organizmem. W Monachium podczas otwarcia wystawy rozmawiałem z jej uczestnikami również o sytuacji w Polsce, w odniesieniu do ostatnich wydarzeń. Opinie ludzi zamieszkałych w tych dwóch miastach- Niemców i Polaków, są pełne niepokoju, sposób myślenia jest podobny. Obawy o los Europejczyków, jakimi w pełni zdążyliśmy się już poczuć, napawa coraz większym niepokojem , rodzi frustracje, lęk o tych członków rodzin, którym przyszło żyć w kraju nad Wisłą i na co dzień stykają się z problemami, o których Polonia dowiaduje się jedynie z mediów. A jest o co się troszczyć, gdyż jesteśmy mocno związani ekonomicznie, jako jeden z wagonów niemieckiego pociągu, zmierzającego ku wspólnym interesom. Wszyscy pamiętamy o II wojnie światowej, lecz sytuacja polityczna wymaga od nas wyboru, zwłaszcza, że także Niemcom zawdzięczamy nasze członkostwo w Unii Europejskiej. Europa, która ma przed sobą najtrudniejszy okres, nie znalazła oparcia w sprawdzonym sojuszniku, który zaczął przysparzać coraz to większych problemów, w najmniej oczekiwanym momencie / Brexit, Turcja z Erdoganem/.Dziwi naszych zachodnich sąsiadów wewnętrzny narastający konflikt i coraz mocniejszy podział społeczeństwa polskiego. Mocno niepokoi także wzrost przestępczości przygranicznych gangów, z którymi policja nie radzi sobie. Stereotyp Polaka mocno zakorzeniony w świadomości niemieckiej poprzez propagandę od czasów Bismarca do Hitlera budzi się znów, pomimo wielu zabiegów i starania Polonii z wczesnej emigracji, jak i młodzieży studiującej i pracujących w Niemczech Polaków.

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]

Aleppo

[vc_row][vc_column][vc_column_text]

Narodziny w Aleppo, Berlin 2016

12.12.2016 r.
Dogorywa Aleppo w gruzach zaległe. Zdjęcia przypominają Warszawę pod koniec powstania, w jedno rumowisko zamienioną, gdzie w dolnych „warstwach”,
głębokich piwnicach wśród rozkładających się ludzkich ciał trwa życie,
rodzą się dzieci. Asad, dziecko Moskwy, nie pozwala na zawieszenie ludobójstwa,nawet, na potrzeby Czerwonego Krzyża, aby zaopatrzyć tzw. szpitale i zabrać ciężko rannych rodaków.

Pamięcią wracam do roku 2013 r. Zapisałem wówczas w dzienniku:
29.08.2013 r.
Nie mogę się wyluzować. Ostatnie dni sierpnia są tak piękne, że aż chce się żyć. Kobiety kołysząc biodrami wnoszą niepokój, rozwiewając harmonię ducha, tak pieczołowicie nastrajaną z początkiem każdego dnia, jak i w tym zwanym sobotą. W Syrii tyran Assad morduje swój naród rosyjską bronią chemiczną. Ameryka, Francja i Anglia „ reagują” tylko, przyzwalając na ludobójstwo, prawie pod swoim dachem. Przypomniały mi się słowa Putina, reagującego na zapowiadane sankcje gospodarcze w konflikcie ukraińskim – „urządzę wam taką jatkę na Bliskim Wschodzie, po której nie pozbieracie się długo.”
Anglia ogłasza plebiscyt narodowy, który wynikiem kontrowersyjnym, minimalnym zmienia nagle front/ wycofuje się/ w konflikcie ukraińskim. Natychmiast pojawia się pytanie : po co rząd, który parlamentarnie otrzymał narzędzia decyzyjne w wypadku tego rodzaju konfliktu, zaś NATO /Erasmus?/ wypowiedział się wręcz jasno – Nie. Rosja zaś mając prawie wolną rękę, wysyła statki wojenne w rejon Morza Śródziemnego. Gdzie moralność/ współczucie dla bezbronnego narodu? Za to Niemcy mają stabilny układ cen za gaz, wiec milczą.
30-10-2013
Wróciłem późnym wieczorem, słucham wiadomości z radia, że wyłowiono 300 ciał uciekinierów z Afryki u wybrzeży Lampeduzy. Zjechali się „ bonzowie” z Europy z Barroso na czele/ ten człowiek- Portugalczyk nie zna historii barbarzyńskich, ludobójczych czynów portugalskich żeglarzy i ich władców/królów, którzy rabując i mordując utopili we krwi miasta wybrzeży Zachodniej Afryki, niszcząc doszczętnie ich kulturę i cywilizację w XV/XVI wieku. Obradowali długo i szybko uradzili, że będzie więcej pieniędzy dla staży morskiej i lądowej. Zbyli problem, który już niedługo może być katastrofalny w skutkach dla Europy. Tym bardziej, że exodus z Syrii, co zapowiedział Putin, zaczął się. To, co wydarzyło się w ciągu tych paru miesięcy jest tylko preludium do wielkiej historii. Możni tego świata / władze, media/ nie widza tego jeszcze. Przez szyby rządowych, szybko przesuwających się aut, rzeczywistość jawi się inaczej.

Dzisiaj, 3 marca 2017 r. doszła mnie wiadomość o kolejnych ofiarach, po użyciu gazu bojowego – sarinu. Wśród ofiar są również dzieci. Świat patrzy na tę tragedię i przymyka oczy. Jak zakończyć trwającą od 6 lat zbrodnię. Czy długo jeszcze, na oczach całego cywilizowanego świata, trwać będzie ludobójstwo, które obwinia nas wszystkich, gdyż dzieje się tak niedaleko.

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]

Przystanek Berlin

[vc_row][vc_column][vc_column_text]

Znalazłem się przed czasem na Ost-Bhanhof i czekam na rodzinę. Jedziemy do Wuppertalu, żeby tam razem z synem spędzić Święta. Już dawno, bardzo dawno nie wstawałem o 3 w nocy i nie wiem, jak zniosę tę podróż. Budziło się życie na dworcu, pomału zapalały się światła, w miejscach, gdzie można wypić kawę zabuczały uruchamiane automaty. Zaskrzypiały wózki dostawców świeżego pieczywa, mijające się z pojedynczymi kobietami taszczącymi wiaderka czarne, gumowe, pełne środków czystości. Centrum informacyjne przed chwilą otwarte przez nienagannie umundurowanego i zaspanego jeszcze młodego mężczyzny, rozjaśniało nagle poszczególnymi stanowiskami pracy, które już za chwilę nie będą puste. Na ławkach poruszać zaczęły się kokony zwiniętych i opatulonych szczelnie przed nocnym zimnem żyjących istot bożych, jak ja, mówiących po polsku.Za chwilę witać będą kolejny podarowany nam dzień. Ostry sygnał telefonu, to córunia, po drugiej stronie, z informacjami, na którym peronie zbieramy się. Moje myśli nadal koncentrują się wokół rodaków na peronie. Co drugi bezdomny w Berlinie jest Polakiem, informują niemieckie media. Jeszcze niedawno było ich 40 %… Na dworcach, pod mostami, w przejściach podziemnych żyje ok.2,5 tysiąca osób z Polski, większość z nich nie ma prawa do zasiłku socjalnego. W moim kraju ten temat jest obcy, nie mówi się o problemie. Robi się głośniej, gdy któryś z nich zostaje pobity lub podpalony w nieprzytomnym śnie bez kontroli. W śmierdzącym, zalanym moczem śpiworze, czasem upity „w sztok”, staje się łatwym łupem grup wyrostków różnej „maści”/ludzi z nich raczej nie będzie/ , czasami wyładowujących swoje patologiczne emocje. Ogólnie prowokują, załatwiając swoje fizjologiczne potrzeby przy pasażerach, drąc gęby, bluzgając bez umiaru. Nie wszyscy i nie zawsze. Jest też grupa odchodzących z tego świata powoli, w ciszy i zapomnieniu, jakby nie chcieli obarczać swoim jestestwem. Nie ma w nich buntu, ot jakie życie taki jego koniec. Latem zalegają w naturze i pustostanach, są „prawie” niewidoczni. Zimą szukają alkoholu i ciepła do przeżycia. Noclegownie nie zawsze przyjmują nietrzeźwych. Koło zamyka się a karetki pogotowia krążą bezustannie.

Przeczytałem w prasie polonijnej krótki wywiad z młodymi pracownikami socjalnymi, zajmującymi się głównie bezdomną młodzieżą. Przez spotkania na ulicy, częstując kawą i gorącymi posiłkami, zapraszają do punktu kontaktowego. Przychodzą tam prosto z ulicy, aby umyć się, wyprać swoje rzeczy, wypić kawę , pogwarzyć i posłuchać muzyki. Wspólna rozmowa, to początek współpracy- mówią młodzi pracownicy socjalni. Są to ludzie, którzy już w Polsce byli bezdomni. Przyjechali do Berlina, gdyż jest bardziej przyjazny. Nie są tak dyskryminowani, jak w kraju, gdyż noclegownie nie mają tak rygorystycznych warunków. Dla niektórych Berlin miał być tylko pierwszą stacją w drodze do Francji czy Hiszpanii a stał się ostateczną…. Decydując się na życie na ulicy, młodzi ludzie stwarzają sobie własne warunki przetrwania. Ich opowiadania są cały czas pełne radości i nadziei. Pojawia się- dla mnie- pytanie, czy powstał jakiś plan pomocy od strony rządu? Gdzie kościół ze słowami pełnymi miłosierdzia dla swoich owieczek? Jak musi cierpieć ten, co znaczenie temu słowu nadał, pouczając o radości z odnalezienia zagubionej owieczki a także o obowiązkach pasterza i stada wobec niej, zawartej już w słowie radość.

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]

Scroll to Top